
Jest kilka takich filmów XXI wieku, do których lubimy wracać minimum raz w ciągu roku. Bo są śmieszne, bo idealnie relaksują nas po ciężkim dniu pracy… ale również dlatego, że grają w nich świetne aktorki, kreujące jeszcze lepsze kobiece postacie. Dlaczego tak je lubimy?
- Meryl Streep – Miranda Priestly w „Diabeł ubiera się u Prady”
Surowa, nieuznająca kompromisów redaktor naczelna prestiżowego pisma o modzie to jedna z naszych ulubienic głównie ze względu na genialny sposób jej wykreowania przez Meryl Streep. Równocześnie stanowi dla nas pewien wzorzec eleganckiej kobiety sukcesu, dysponującej ogromną władzą ,nabytą tylko dzięki swojej wiedzy i umiejętnościom. Miranda jest humorzasta i dąży do celu po trupach, ale w ostatecznym rozrachunku okazuje się doceniać swoich lojalnych i inteligentnych pracowników. Postać na pierwszy rzut oka to typowy czarny charakter filmu, jednak – jak to często z czarnymi charakterami bywa – nie sposób jej nie docenić. Wiele z nas chciałoby wykazywać się w pracy asertywnością i stanowczością Mirandy, zaś w domu emanować ciepłem i serdecznością głównej bohaterki, Andy – granej przez Anne Hathaway.
- Renée Zellweger – Bridget Jones w „Dzienniku Bridget Jones”
Ręka w górę, komu w życiu nie zdarzyła się choć połowa wpadek głównej bohaterki. Bridget to istna ciamajda, której życie to pasmo nieporozumień i wtop. Jeśli chodzi o żenujące i nieprzemyślane wypowiedzi w pełnych powagi momentach – można na nią liczyć w stu procentach. Jej waga nigdy nie pokazuje upragnionych cyfr, a liczba wypalonych papierosów stale wzrasta, zamiast – zgodnie z noworocznymi postanowieniami – maleć. Nie umie ubrać się odpowiednio do okazji, wybiera niewłaściwych facetów, w dodatku na polu zawodowym również ciągle ma pod górkę. Jednak Bridget jest przy tym miła, serdeczna i wrażliwa, dlatego tak bardzo ją lubimy i chętnie się z nią utożsamiamy. Kubek lodów i seans trzech części Bridget Jones to recepta na każdego doła.
- Emma Thompson – Karen w „To właśnie miłość”
Bycie dobrą, kochającą matką, oddaną żoną i idealną panią domu niestety nie zagwarantuje nam wierności męża. Tego właśnie dowiadujemy się ze słodko-gorzkiej komedii, chętnie oglądanej przez nas w świątecznym okresie. Moment, w którym Karen przesłuchuje płytę ulubionej Joni Mitchell i ogląda rodzinne fotografie, wyciska z nas każdorazowo łzy z oczu. Bo czyż to nie okrutne, że tak dobra postać przegrywa rywalizację z młodą i bezwzględną podwładną męża? Oglądamy i wraz z Karen zastanawiamy się – zostać i liczyć na poprawę w małżeństwie ze względu na dzieci czy odejść z godnością? Bohaterka ostatecznie stawia na rodzinę, bo przecież komedie romantyczne nie mogą skończyć się bez happy endu.
Dodajmy tylko, iż oprócz Karen, w filmie jest kilka innych kobiecych postaci , które bezgranicznie uwielbiamy. Choćby przesympatyczną Natalie, której umiejętność mówienia samych nieodpowiednich rzeczy w nieodpowiednim czasie jest niemalże równa zdolnościom samej Bridget Jones.
- Kate Hudson – Andie Anderson w „Jak stracić chłopaka w 10 dni”
Śliczna, żywiołowa, pewna siebie, znająca swój cel. Taka właśnie jest dziennikarka Andie i takie właśnie zapragnęłyśmy być choć raz, gdy oglądałyśmy ten film. No i ten Matthew u jej boku… Andie z jednej strony pokazuje, że kobieta jest w stanie rozkochać w sobie dowolnego mężczyznę, jednak widzimy też, że bawienie się uczuciami może prowadzić do zgubnych efektów, czyli do… zakochania!
- Penélope Cruz – María Elena w „Vicky Christina Barcelona”
Miejsce piąte zajmuje María Elena , choć poważnie zagrażała jej Salma Hayek ze swoją rolą Fridy, meksykańskiej malarki. Obydwie postacie to temperamentne wielbicielki sztuki, z którymi lubią utożsamiać się szczególnie artystyczne dusze. Postać grana przez Cruz jest niezrównoważona, często wybucha i nie może poradzić sobie z miłością do mężczyzny, który wybrał inną – a właściwie inne. O dziwo, niestabilna emocjonalnie i nieprzewidywalna kobieta działa jednak jak magnes na mężczyznę, który czuje do niej zarówno silny pociąg, jak i potrzebę zaopiekowania się nią. Do postaci Marii lubimy wracać szczególnie, gdy ukochany wytrąci nas z równowagi i mamy ochotę rozbić wszystkie talerze w domu – wszak Maria nie wahałaby się ani sekundy.