You are here
Home > Inspiracje > Relaks > Marta Szarejko, „Nie ma o czym mówić”.

Marta Szarejko, „Nie ma o czym mówić”.

Rzecz dzieje się w przestrzeni miejskiej. Don Ivo myśli, że jest w mafii włoskiej. Jan kompulsywnie czyści czystą łazienkę. Caryca nadużywa perlistego śmiechu. Artibus cytuje Dyskretny urok burżuazji . Jubiler na spotkaniu AA namawia wszystkich do stworzenia chóru. Wilhelma Myszka kradnie czekolady. A Cyganka opowiada sny, nie po kolei.


Osobnym bohaterem Nie ma o czym mówić jest język. To fascynujące, jak ta książka jest napisana!

Marta Szarejko, „Nie ma o czym mówić”.Dlaczego Pani książka nosi tytuł „Nie ma o czym mówić”?

Dlatego, że jest to książka o osobach wykluczonych, na które nie lubimy patrzeć w przestrzeni miejskiej,   nie chcemy o nich myśleć i mówić. To książka o bezdomnych.

„Nie ma o czym mówić” to tytuł prowokacyjny?

Trochę tak. Ale trochę też nie. Ten tytuł jest fragmentem wypowiedzi pierwszego bohatera tej książki  – Don Ivo, która jest symboliczna i w zasadzie pasuje do innych bohaterów, bo oni  doskonale wiedzą, że nie mieszczą się już w spojrzeniu społecznym.

Pisze Pani „nie ma o czym mówić”, to samo mówią bohaterowie książki. A w rzeczywistości jest o czym mówić?

Oczywiście. Spotkałam bezdomnych, którzy chwilę wcześniej wiedli takie życie, jak my. Czyli normalne, przeciętne, jakoś ustabilizowane. I niekoniecznie byli narkomanami, alkoholikami, leniami, niekoniecznie kontestowali rzeczywistość, a jednak trafili do schronisk, noclegowni. Tam jest na przykład mnóstwo starszych kobiet, które mają dzieci i wnuki. Dlatego myślę, że warto zastanowić się nad tym, dlaczego oni tam jednak są.  I dlaczego my tak jednoznacznie je postrzegamy.

Bohaterami i narratorami Pani książki są bezdomni. Skąd pomysł, żeby „Nie ma o czym mówić” w ten sposób?

Ich język wydawał mi się na tyle oryginalny i na tyle mocny, że nie widziałam tam miejsca na nadmiar interpretacji i pisanie w trzeciej osobie. Uważałam, że narracja pierwszoosobowa będzie korzystniejsza.

Jak to się stało, że napisała Pani „Nie ma o czym mówić”? Jak zrodził się jej pomysł?

Wydaje mi się, że mam dość naiwną twarz, przez co bezdomni zaczęli mnie po prostu zaczepiać na ulicach, opowiadać swoje historie. One mnie zahipnotyzowały, więc jeszcze w trakcie studiów  pomyślałam, że wykorzystam wakacje na pracę w schroniskach.  I te wakacje trwały dwa lata –  pracowałam w noclegowni dla matek z dziećmi, dla młodzieży oraz dla osób starszych i chorych psychicznie i fizycznie. Miałam dyżury dzienne i nocne.

Czy ma Pani jakiś kontakt z bohaterami swojej książki?

Nie mam. To jest trochę jak z rozstaniem z bohaterem reportażu, takie rozstanie, czy raczej porzucenie bohatera przez reportera przypomina dramaturgię nieudanego związku. To znaczy, że chcemy to już zakończyć, uciec i nie mieć kontaktu z tymi osobami. Mówimy, że przyjedziemy za miesiąc, za dwa, ale wszyscy wiedzą, że tak nie będzie. Poza tym nie wyobrażam sobie kontaktu z 300 osobami.  Bezdomni bardzo często migrują między noclegowniami, często pojawiają się na mieście, ale nie pamiętają twarzy. Nie sądzę, żeby którykolwiek z bohaterów książki wiedział o jej istnieniu.

Spotkała Pani kilkuset bezdomnych, w „Nie ma o czym mówić” znajdziemy kilkunastu bohaterów. Dlaczego wybrała Pani tych, a nie innych?

Przede wszystkim dlatego, że ich historie połączone z ich językiem, wydawały mi się najbardziej uniwersalne.

Który z bohaterów książki jest Pani najbliższy?

Chyba Don Ivo, którego poznałam jako pierwszego i absolutnie się w nim zakochałam. On jest przedstawicielem wyznawców teorii spiskowych. Chociaż z teoriami spiskowymi bezdomnych jest trochę tak jak ze wszystkimi teoriami spiskowymi, czyli nigdy nie wiemy gdzie zaczyna się szaleństwo. Przychodzi mi do głowy przykład człowieka, który chodzi po Warszawie i wypisuje na murach „Alkohol zagładą Polaków”. I pierwsza myśl, która przychodzi odbiorcom tego tekstu do głowy jest taka, że to dzieło wariata. Ale, jeśli przeczytamy statystyki i zobaczymy ile osób w Polsce pije alkohol ponad miarę, to zaczynamy się zastanawiać czy to faktycznie są słowa wariata, czy to mieści się jakoś w kanonie społecznym. Poza tym Don Ivo był spektakularny wizualnie, ubrany w czarny płaszcz, kapelusz i był szarmancki. Pięknie mówił.

Książka jest podzielona na trzy części. Co w nich znajdziemy?

Pierwsza część dotyczy osób z ulicy, czyli takich bezdomnych jakich najczęściej spotykamy i tych, którzy rozsiewają różne teorie spiskowe. Druga część jest o mieszkańcach noclegowni i ośrodków dla bezdomnych. To są pary,  porzucone kobiety, czasami starzy, a czasami bardzo młodzi mężczyźni. Trzecią część, najbardziej zabawną, stanowią różne skargi i donosy napisane zadziwiającym językiem. Takim archaicznym, niebywale hipnotyzującym.

Na ostatniej stronie okładki Marta Mizuro w swoim tekście stawia pytania o bohaterów książki. „Czy są wolni, szczęśliwi, przystosowani”? Są?

Na pewno nie są przystosowani. Czy są wolni? Nie wiem. Wybrali najtrudniejszą chyba ścieżkę w społeczeństwie, wykluczyli się, albo też zostali wykluczeni ze spojrzenia społecznego. Są niewidzialni. Nie powiedziałabym, że są wolni.

A są złaknieni powrotu do normalności?

To nie jest najłatwiejsze pytanie. Niektórzy usilnie próbują. W książce są bohaterki, które chcą znaleźć pracę, ale nie bardzo im to wychodzi. Są też bohaterowie, którzy po prostu wykorzystują dosyć nieudolny system prowadzenia schronisk i noclegowni i wędrują z jednego miejsca do drugiego. Tych placówek jest mnóstwo, więc mogą tak żyć latami. Bardzo często w schroniskach mieszkają jedynie zimą, natomiast latem wybierają na przykład ogródki działkowe, bo tak jest im wygodniej.

Wróćmy do historii bohaterów „Nie ma o czym mówić”. Co to znaczy, że Caryca nadużywa perlistego śmiechu?

 Caryca jest uroczą staruszeczką, która została bardzo dobrze wychowana i ma idealne maniery. Pouczała  mnie, że kobieta powinna palić tylko cienkie papierosy i to najlepiej w ukryciu, pić jedynie szampana i śmiać się perlistym śmiechem, bo damy muszą się odpowiednio zachowywać. Muszą trzymać fason. Jednocześnie chodziła po schronisku w żółtym, niedbałym szlafroku, z taką kitką rozczochranych włosów na czubku głowy. Czarująca pani.


Z kolei Jubiler na spotkaniu AA namawia wszystkich do stworzenia chóru.

Tak. Jubiler bardzo przypomina głównego bohatera powieści „Lot nad kukułczym gniazdem”.  Jeżeli w schronisku zobaczymy 90 osób i wśród nich Jubilera to będziemy wiedzieli, że jest on osobą, która bez wątpienia będzie takim podprogowym liderem. Był najbardziej  inteligentny i jednocześnie zabawny i robił takie numery personelowi, że na spotkaniu AA namawiał wszystkich innych, którzy byli odrobinę mniej inteligentni i mieli inne poczucie humoru do stworzenia chóru. Jubiler bardzo dużo podróżował i naprawdę był najlepszym jubilerem w Europie. Do schroniska przywiózł ze sobą jedynie dwie walizki: w jednej były zdjęcia i paszporty, a w drugiej książki. Miał trzy paszporty kompletnie wypełnione pieczątkami różnych państw, w których bywał.

Jak  trafił do schroniska?

To była historia jak z reportażu. Jubiler miał prestiżowy zakład w Warszawie, na spółkę z żoną. Żona, wykorzystując jego ciąg alkoholowy, sprzedała zakład i Jubiler został w jednej chwili bez niczego. Ale bardzo szybko wydostał się ze schroniska, czasami widuję go na ulicach Warszawy, zadowolonego, w garniturze. To jest jedna z nielicznych historii, które skończyły się dobrze. A przynajmniej tak mi się wydaje.


W książce jest również Wilhelma Myszka, która kradnie czekoladę.

Tak, ona  wychodziła z ośrodka rano, bardzo ładnie ubrana i udawała, że przechadza się po mieście, a tak naprawdę na rogu Świętokrzyskiej zbierała pieniądze i prosiła mnie, żebym nikomu nie zdradziła, że ona tam żebrze. Przy okazji kradła w sklepach różne rzeczy, między innymi czekolady. Świetnie udawała znajomość różnych języków, więc mogła nabrać policjantów, że mówi tylko po niemiecku i nie jest w stanie odpowiedzieć na ich pytania.

Dziękuje za rozmowę.

Marta Szarejko (Szarmejko, Szalejko – w zależności od inwencji postronnych) – na co dzień kobieta-Bluszcz, od święta – człowiek Dużego Formatu. Przepada za: siostrą, Hitchcockiem (w tej kolejności), Badu, śledziem, dziwnymi uczuciami. Przepada, gdy: jest zimno i marzną końcówki, grzywka jest za długa, spotyka gadatliwą osobę. W czasie przeszłym jej litery wypełniały "DF", "Kulturę Miasta", "(op.cit.,)", przed dwoma laty przeniosły się do "Bluszcza".

Autorka książki "Nie ma o czym mówić" (Amea 2010), która wzbudziła duże zainteresowanie krytyki.

Udostępnij lub polub post:

Dodaj komentarz

Top