
O 180 stopni – to wiemy na pewno. Gdy rodzi się Twoje pierwsze dziecko, najczęściej musisz na jakiś czas pożegnać się z jedzeniem ciepłych posiłków, ośmiogodzinnym snem czy relaksującą, półgodzinną kąpielą. Czego jeszcze może brakować świeżo upieczonym mamom?
Widziałaś tę reklamę, w której mama ugania się cały dzień za dziećmi, które beztrosko zjadają jej szminkę, niszczą pięknie wypracowany ogród i brudzą cały dom swoim utytłanymi w tymże ogródku łapkami? Jej trudy jednak zostają wynagrodzone i wieczorem może przyglądać się ze stoickim spokojem rozanielonym buziom swoich śpiących (wreszcie) dzieci. To będzie historia właśnie w tym stylu.
„Po uroczo spędzonym tygodniu nad polskim morzem – o dziwo padało jedynie przez ¾ pobytu – wracaliśmy trasą A1 do domu. Prowadził mój mąż, a z tyłu smacznie drzemał nasz niespełna roczny synek. Do pełni szczęścia brakowało nam tylko jedzenia, więc postanowiliśmy posilić się w przydrożnym fast foodzie (spokojnie drogie mamy, synek dostał swoją warzywną papkę, nie karmimy go hamburgerami). Zajęliśmy ostatni wolny stolik i rozejrzeliśmy się dookoła. Lokal był po brzegi wypełniony młodymi, skacowanymi ludźmi wracającymi z Openera. No tak, to przecież w ten weekend… Oni – niezależni, bez większych zobowiązań, roześmiani, beztroscy. A my? Cali w marchewce.
Dotarło do mnie, że te czasy najprawdopodobniej już bezpowrotnie za mną, i że moje życie już zawsze będzie podporządkowane dziecku – lub nawet dzieciom, w nieokreślonej jeszcze liczbie mnogiej. Że już nawet wychodząc na kawę z koleżankami zawsze będę miała z tyłu głowy myśl o swoich matczynych obowiązkach i że codziennie, każdego kolejnego dnia swojego życia, będę za kogoś odpowiedzialna.
Ale hej, wiecie co? Za nic na świecie z nikim bym się nie zamieniła! Dlaczego? Bo żadna impreza ani koncert nie mogą równać się z uroczą serenadą pt. „Mamamamama”, którą mój brzdąc odśpiewuje co wieczór. A na Openera i tak jeszcze sobie kiedyś pojadę. O ile za 18 lat wciąż będą go organizować”.
Katarzyna Oziemkiewicz